Tak zatytułowana jest książka Jessici Tom. A słowa same rozpływają się w ustach. „Oto pojawia się wspaniały, pulchny krążek foie gras, przycupnięty z boku talerza niczym pomnik, daleko masywniejszy z wyglądu niż jego rzeczywista wysokość pięciu centymetrów. Wokół siebie ma pomagierów, smugi słodko-kwaśnego confitu z cebuli i jakby wąsy czosnku, napęczniałego niczym chrupiące płatki ryżowe…”. Książka jest wciągająca, nie przynudza opisami, pełna jest nowojorskiego stylu i akcji. Polecam wszystkim, którzy lubią celebrować przy stole. Przypomniała mi smaki, które wydobył André Gide w „Pokarmach ziemskch”. Cudownie pisał o granatach, których jeszcze wtedy nigdy nie jadłam. Granaty w latach osiemdziesiątych XX wieku wyobrażałam sobie jako najcudowniejszy i w pewnym sensie zakazany owoc. Książka ukazała się w 1897 r. gorszyła swą hedonistyczną treścią, ale i wzbudzała podziw. Ja czytałam ją trochę później 😉