Jak dotrzeć na Moheli ?

Po co jechać na Moheli ?

Wyspa o powierzchni 290 km² jest najmniejszą wyspą Związku Komorów. Życie na tej wyspie ma sens, gdy mieszka się blisko Oceanu. Można wtedy każdego dnia pływać z żółwiami, nurkować na rafie koralowej, łowić ryby, oglądać delfiny albo pływać po Oceanie kajakiem.

Jak dostać się na Moheli?

Na Moheli jest jedno miejsce, które dostosowane jest dla turystów. Nazywa się Laka Lodge. Tylko 400 osób w ciągu roku odwiedza to miejsce. Na Moheli można dostać się drogą morską. Z Moroni wypływają łódki i dopływają do Laka Lodge. Z Moroni latają również samoloty linii AB Aviation. Linie te nazywane są potocznie i z przekąsem nie AB (AyBe) Aviation a mAyBe Aviation. O czym się przekonaliśmy.

Odprawa lotnicza z Moroni do Moheli

Przywiózł nas kierowca z Golden Tulip, zaprowadził do odprawy. Był to niewielki budynek pomalowany na biało – niebiesko. Pomieszczenie do odpraw nie miało więcej niż 60 metrów. Gdy weszliśmy do środka, obsługa lotniska była zaskoczona, że chcemy lecieć na Moheli. Nasz kierowca był zdezorientowany, że obsługa nie wie, o tym, ze samolot miał wylecieć o 14 ej. Skierowali nas do biura AB Aviation. Biuro znajdowało się niedaleko, więc przeszliśmy pieszo. Minęliśmy mały meczet, przed nim stały buty wiernych modlących się w środku.

Jak działa obsługa AB Aviation?

Biuro AB Aviation zajmuje mały pokój bez okien. Przy ścianach stały biurka, szafki. Na wprost wejścia za biurkami na szafce leżał dywanik do modlitw. Było też kilka krzeseł. Dwa krzesła przy biurkach były zajęte. Przy jednym pracownik AB Aviation oglądał leniwie przez kilka minut nasze wydrukowane bilety, drugie krzesło zajmował kolega siedzący przy drugim biurku. Były jeszcze cztery krzesła przy ścianie, na których również siedzieli pracownicy lotu. W końcu mój wzrok padł na trzy wolne krzesła za naszymi plecami. Usiadłam. Nie mieliśmy jeszcze walizek, wszystko zostawiliśmy w samochodzie. Po chwili przyszedł pracownik AB Aviation z czarną bródką. Wziął nasze bilety wydrukowane na kartce z potwierdzającego e-maila. Wziął również inne kartki, które wyglądały podobnie jak nasze, i rozmawiał z tym, który leniwie oglądał wcześniej bilety. Przyjął również kartkę, przy której pochylił się najdłużej. Ona wzbudzała moje największe zainteresowanie, wyobrażałam sobie, że właśnie na niej jest informacja, czy polecimy na Moheli czy jednak nie. Może na niej rozpisana była lista podróżnych ? Ci co powinni polecieć tym samolotem ? Samolot z Moroni nie latał już od dwóch dni. Tajemnicza kartka, której zawartość znał tylko facet z czarną bródką była zapisana, ale nie w postaci tabelki, ani listy. Zapiski były niechlujne. Tak jakby ten leniwy pracownik notował podczas rozmów telefonicznych, których wykonał więcej niż planował. Wiedziałam, że chociaż z czarną bródką nieufnie patrzy na kartkę, to jest to gwarancja naszej podróży i innych w ten sposób zarejestrowanych pasażerów. Ten z bródką po przekręceniu gałek ocznych w jedną i w drugą stronę nad tajemniczą kartką, zaczął przeliczać wszystkie kartki, które trzymał w dłoni. Po przeliczeniu palcami wskazał leniwemu na 8. Leniwy się trochę obudził, popatrzył w oczy bródce i pokiwał głowę przecząco. Bródka kładł na biurku kartkę po kartce. Niektóre potwierdzenia zakupu biletu zajmowały dwie kartki, na przykład nasze potwierdzenie było na dwóch kartkach. Pilnowałam wzrokiem, by nie przeoczył niczego i by nie zginęło nasze potwierdzenie. Chociaż i tak nadal nie byliśmy pewni czy samolot, za który zapłaciliśmy poleci dziś z nami na Moheli. W rękach bródki znalazła się tajemnicza kartka. Trzymał ją w lewej dłoni i sczytywał porównując z tymi kartkami, na których były imiona i nazwiska, numer lotu, godzina odlotu i oczywiście kierunek docelowy – Moheli. Podparłam głowę ręką i czekałam na rozwiązanie. W końcu ten z bródką powiedział do naszego kierowcy, żebyśmy poszli do terminalu. Wyszliśmy ze szczelnie zamkniętego pokoju o zapachu męskich skarpetek, chociaż nikt z nich nie nosił skarpet tylko na gołe stopy wsuwali klapki.

Odprawa z terminalu krajowego w Moroni ?

Skierowaliśmy się do biało-niebieskiego budynku, który w słońcu wydawał się być jaśniejszy. Wróciliśmy do tego miejsca, gdzie godzinę temu nikt nie wiedział, że ma lecieć samolot do Moheli. Ktoś z obsługi zapytał mnie o coś. Odpowiedziałam – Moheli. Nie zatrzymywali nas, ani nic nie tłumaczyli. Ten, który zapewniał, że lot się nie odbędzie wskazał miejsce, gdzie możemy stanąć. Ustawiliśmy się przed podium jako pierwsi. Zanim ktokolwiek podszedł do stanowiska mogliśmy się dokładnie rozejrzeć. Za nami stała dziewczyna, która przypomniała mi tą z samolotu z Dar Es Salaam do Moroni. Na terminalu pojawiało się coraz więcej osób. Była piątka Francuzów, kobieta ze złamaną nogą i jeszcze kilka innych pasażerów. Przed nami były trzy punkty nadawania bagaży. W kącie był jeden komputer na wąskim stoliku. Usiadła tam kobieta, ale nie włączyła komputera. Około 13 ej do jednego ze stanowisk przyszedł pracownik, usiadł, włączył komputer, ale notował na kartce. Rozpoczął się Check-in.

Proszę paszport.

Proszę bilety.

Bilety oddaliśmy temu pracownikowi z czarną bródką. Ale na szczęście albo po prostu tak miało być. Ten właśnie wszedł z kartkami. I podał nasz bilet. Przeliczył pasażerów stojących w kolejce. Idziemy za jego wzrokiem. Nad nami latają puszyste wróble. Mamy dwie duże walizki, do których na ten lot przy zakupie biletów Tomek dokupił dodatkowe kilogramy, po 10 kg na każdą walizkę. Stawiamy nasze walizki na taśmie, która tylko waży, ale się nie przesuwa i nie pełni roli transportowej taśmy, jak na innych lotniskach. Nasze walizki ważą po 25 kg każda. Przeszły.

Podręczne torby też proszę na wagę.

9kg

10,5 kg

Dopuszczalna waga na jeden bagaż podręczny wynosi 5 kg.

Co mamy zrobić ?

Trzeba zapłacić 30Euro.

Pracowników lotniska przybywa, próbuję rozpoznać twarze z biura AB Aviation. Jeden z pracowników cały czas się uśmiecha.

Moheli jest piękne.

Jesteś z Moheli ?

Tak. Życzę Wam wspaniałego pobytu na Moheli.

Otrzymujemy Boarding pass, jest prawie taki sam, jakie wydają na wszystkich lotniskach, ale ten jest zafoliowany, jakbyśmy mieli płynąć łodzią, która mogłaby zatonąć, a bilety się uratować. Przechodzimy do drugiego pomieszczenia. Wyciągamy laptop, iPad, telefony, paszporty, które na taśmie przechodzą przez skaner. My również bez butów stajemy w bramce. Możemy iść dalej. Dziewczyna z samolotu z Dar już siedzi w poczekalni. Przeszła kontrolę przed nami. Przemknęła mi tylko gdzieś obok. Pierwsze co robię, gdy wchodzimy do poczekalni, to schodzę do toalety, której zapach rozchodzi się na całą poczekalnię. Tam znajduje się sedes, ale nie ma spłuczki, tylko kran nisko zamocowany pod nim stoi wiaderko, a w nim pływa plastikowy kubek. W poczekalni usiedliśmy najbliżej drzwi wyjściowych bardziej z przyzwyczajenia niż z konieczności. Bo pasażerów nie było dużo. Nadal jeszcze nie wiedzieliśmy, czym lecimy i jakimi liniami, bo na pewno samolot z AB Aviation nie poleci dziś na Moheli.

Lot na Moheli

 

Lecimy liniami INT’ AIR ILES. Wsiadamy do śmigłowego samolotu z jednym silnikiem. Zajmujemy pierwsze miejsca, jesteśmy tuż za pilotami. Zajęłam miejsce jeszcze dla dziewczyny, którą poznałam w poczekalni, tą którą już widziałam w samolocie z Dar do Moroni. Miała na imię Souraya. Nauczyła mnie kilku słów po komoryjsku.

Marhaba mendżi – dziękuję bardzo

Bariza soubuhi – dzień dobry

Mangou – matka

Bangou – ojciec

Mantiti / Mantoingou – siostra

bantiti – brat

moindzani wangou – przyjaciel

ndrini – co ?

manadrini – dlaczego ?

hapvi – gdzie ?

een – tak

anha – nie

Lecieliśmy około 30 minut. Samolot wzniósł się do wysokości chmur, które przysłaniały drogę. Wtedy koncentrowałam się na zegarach wskazujących prędkość, wysokość, prędkość wznoszenia i opadania i wiele innych, które piloci śledzili.  Przed nami były chmury a pod nami morze. W końcu zobaczyliśmy lasy, domy i pas startowy, na którym wylądowaliśmy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *