Obejmuje archipelag Cíes oraz wyspy Ons, Sálvora i Cortegada. Park znajduje się w pobliżu miasta Vigo leżącego nad Oceanem w północno-zachodniej części Hiszpanii.
Z portowego miasta Vigo, gdzie według miejscowej tradycji, na śniadanie przy ulicy Pescaderia zjedliśmy po trzy ostrygi i popiliśmy białym winem, wsiedliśmy na katamaran i popłynęliśmy na wyspę Ons (Isla de Ons). Aby dostać się na wyspę należy poprzedniego dnia kupić bilet u jednego z przewoźników, liczba osób mogących dostać się dziennie na wyspę jest ograniczona. Z tego też powodu popłynęliśmy do Ons , a nie do położonej bliżej wyspy Cies.
Pływanie katamaranem po Oceanie
Bilety mieliśmy kupione u przewoźnika Mar de Ons po 18,50 Euro. Można też kupić przez internet np. https://www.directferries.pl/mar_de_ons.htm. Kilkugodzinną podróż na wyspę odbyliśmy katamaranem. Fale Atlantyku przepływały pod kadłubami, a lodowata woda nie rozpryskiwała się o dziób statku i nie zatrzymywała się na pokładzie. Siedzieliśmy na zewnętrznym pokładzie tuż przy lewej burcie. Przed nam i za nami Hiszpanie, nucili, podśpiewywali piosenki, które leciały z głośników zamontowanych na nadbudowie kadłuba. Katamaran sunął z dużą prędkością. Wiatr smagał twarz, nos mi skostniał, a oni śpiewali. Czułam jak ich piosenki z wiatrem wpadają do moich uszu i wydostają się nosem. Wierzyłam, że wyjdzie mi to na zdrowie. Miałam na sobie kurtkę przeciwwietrzną, a nogi okryłam ręcznikiem. Nie zamierzałam się poddawać i schodzić na dół do zamkniętej przestrzeni. Patrzyłam na granatowy Ocean. Fale prześcigały się zarzucając grzywy. Dwukadłubowe łodzie potrafią doskonale ścinać fale i pływać pod wiatr z prędkością o kilka węzłów większą niż statki jednokadłubowe.
Islas Cies
Wyspy Cies słynne są z Playa de Rodas. Za sprawą The Guardian w 2007 roku plaża Rodas została nazwana najlepszą na świecie. „Carribbean beach” , „the water is turquoise and the sand white enough for us to believe the comparison. Trzeba zobaczyć, tą plażę, by zrozumieć dlaczego, tak napisali.
Isla de Ons
Cały dzień spędziliśmy na Isla de Ons. Można przespacerować całą wyspę, ale i poleżeć na: plażach: Melide, Area dos Cans, Pereiro. Zjedliśmy obiad w Casa Acuňa. Na pierwsze danie zamówiliśmy grillowane zielone papryczki nazywane pimientos, a na drugie danie zjedliśmy arroz de marisco – galicyjską paellę, ryż z dużą ilością sosu pomidorowego z owocami morza. Na wyspie najczęściej zamawianym daniem jest pulpo, świeże ośmiornice po galicyjsku czyli z ziemniakami i papryczką chilli. Po obiedzie przespacerowaliśmy się na plażę. Wybraliśmy najbardziej dziką. Była czysta, mało osób wylegiwało się w pobliżu. Każdy mógł znaleźć dla siebie intymność. Przed 19 ą plaże się wyludniły. Katamaran odpływał o 19.15. Zastanawialiśmy się nad pozostaniem na wyspie na noc. Jest tam niewiele miejsc noclegowych, ale są.
Wspomnienie silnych powiewów wiatru szybko przypomniały nam, że czeka nas nocleg w Vigo i to był dobry wybór. W powrotnej drodze zagadał do nas Hiszpan.
Ja rozumiem po Polsku.
Jesteś z Polski ?
Moja żona jest Polką.
Poznali się na Erasmusie w Hiszpanii. Zamieszkali w Vigo. Od słowa do słowa dowiedzieliśmy się, że teściowie mieszkają w pobliżu Łodzi, koło Justynowa. Czyli mieszkają w pobliżu moich teściów. W Polsce bardzo mu się podoba, ale gdy w ziemie musiał palić w piecu, by było ciepło, to go przerosło. I chciał, by jak najszybciej wrócili do Hiszpanii. Gdy rozmawialiśmy przyszła jego żona, Magda. Opowiadaliśmy o naszych planach wjazdu do Portugalii. Przestrzegała nas:
Uważajcie w Portugalii nie ma oznaczeń, kiedy jest droga płatna, a kiedy wymagane są winiety. Poza tym bardzo trudno jest kupić winiety. A fotoradary rejestrują każdy błąd. Dostałam już kilka mandatów. Chociaż chciałam zapłacić, nie miałam gdzie.
Vigo i kuchnia galicyjska
Vigo jest portowym miastem. Po A Coruna zajmuje drugie miejsce pod względem wielkości w Galicji. W AC Hotel Palacio Universal przy Canovas del Castillo, znajdującym się naprzeciwko portu, z którego odpływały promy, zostaliśmy dwie doby. Gdy przybyliśmy do Vigo po porze lunchu, gdzie można skorzystać z menu del dia. Obsługa hotelu poleciła nam zjeść kolację w Restaurante o Rei Pescador, a zanim otworzą tą restaurację zjeść w Meson Compostela. To był dobry wybór. Zjedliśmy turbota (rodoballo) i wypiliśmy doskonałe Ramon Bilbao.
Vigo zapamiętam dzięki białym, ażurowym poręczom na balkonach. Spodobały mi się też sklepy pełne ręcznych wyrobów z wikliny, skóry, sklepy z tkaninami, z wełną, sklepy numizmatyczne. Pozostanie w mojej pamięci wspomniana już Rua Pescaderia. Tam odwiedzaliśmy Bar Codereo La Piedra słynny nie tylko z ostryg, ale i z dużego wyboru świeżych sardynek, ośmiornic i mejillones a la marinera czyli małże w sosie.