








Mieszkaliśmy nad samym oceanem przy calle de Dionisio Ruisánchez w hotelu Don Pepe. W pobliżu była modernistyczna willa Rosario, do której poszliśmy na obiad. Zjadłam świetnie przygotowanego tuńczyka. Willa od początku wzbudzała mój podziw, ale noclegów z widokiem na morze nie było. Obok niej jest villa Argentyna, ale należy do prywatnych właścicieli.
W Ribadesella od 13 ej do 16 ej najlepiej zjeść obiad. Potem jest sjesta i dopiero od 20.30 otwarte są restauracje. W La Ria del Campanu obsługują, gotują cały czas. Restauracja znajduje się nad brzegiem zatoki w pobliżu Oceanu. Trafiliśmy tam po 17 ej. Obsługa była bardzo zajęta i około 15 minut czekaliśmy na stolik i zmówienie. Zjadłam regionalną zupę fabada z clamsami i krewetkami, którą polecam wszystkim miłośnikom dobrej kuchni. Tomek wybrał klasyczną fabadę z kaszanką i chorizo. Do obu podali nam cytrynę i pieprz. Obie zupy były doskonałe w smaku. Moja miała białą fasolkę a klasyczna fabada czerwoną. Do tego zamówiliśmy kraba , był świeży i miał dużo mięsa w swoich wszystkich, licznych odnóżach. Dodatkowo zamówiłam morszczuka. Restauracja, jak i cała Asturia słynie z podawania cydru, który kelner nalewa w specyficzny sposób nie patrząc na szklankę. Kelner ubrany w biały fartuch podnosi prawą rękę z butelką cydru do góry, prostuje ją, a lewą ręką trzyma szklankę. Tylko by było trudniej obniża ją, jak tylko może najniżej. Głowę odwraca i patrzy na gości. Cydr się leje. Większa cześć cydru wpływa do szklanki, ale jego dłonie kleją się.
W Ribadesella zasypiałam tulona hukiem fal, które oblewały wybrzeże. Za dnia wybraliśmy się na przejażdżkę rowerową wzdłuż wybrzeża, mostem oddzielającym stare miasto od oceanu i postaraliśmy się wjechać na najwyższa wzniesienia miasta. Przejeżdżając przez most zauważyłam stare łodzie zmurszałe od glonów, częściowo zanurzone, ale na tyle bym mogła im się przyjrzeć. Wracając szukałam tych samych łodzi w tym samym miejscu, w którym były dwie godziny wcześniej. Pozostało odbicie ich zarysu w głębinach. Pomimo wszystko zrobiłam kilka zdjęć. Na plaży przy promenadzie jest tablica, na niej każdego dnia jest zapisywana temperatura wody, temperatura powietrza i o której godzinie jest najwyższy przypływ i najniższy odpływ.
Dorotko odwiedzasz piękne miejsca, ale sztuką jest oddać to piękno w słowach i obrazie. Tobie się to udaje. Pobudzasz wszystkie zmysły u swoich czytelników.