Gdy promem dopłynęliśmy do kaldery wulkanu, głęboki sen mnie ogarnął. Słyszałam dobijających się crew (obsługę statku). I wydawało mi się, że mogę jeszcze spać, w końcu była wczesna godzina około pierwszej czy drugiej w nocy. Jednak o tym, że prom płynął docelowo do Krety, przypomnieliśmy sobie dosyć szybko, by zdążyć zgarnąć walizki, kosmetyki i ubrać się.
Noc i olbrzymia ściana przed nami, kto dopłynął do brzegu, ten wie, że wszystko jest zorganizowane. Bus stał i czekał, dowiózł nas i innych śpiochów do wskazanych miejsc. Najczęściej promy dopływają tutaj z Pireusu, bądź z Krety. Nasza wyprawa była bardzo spontaniczna. Przylecieliśmy do Knossos (Herakljon) na Kretę, potem do Pireusu, by odwiedzić naszych przyjaciół na Aeginie, znów powrót do Pireusu, Santorini i Rodos.
Dlaczego Santorini ?
Wyspa, która zachwyca zachodem słońca ? To wersja dla romantyków, albo komercyjna forma fakultatywnej wycieczki. Białe domy i niebieskie dachy strzegą nas przed owadami, które nie lubią tych kolorów. Kolebkowe sklepienia mają wytrzymać trzęsienie ziemi, a niektóre pomieszczenia są wykute w wulkanicznej skale.
Nazwa pod którą znana jest wyspa to Thira (albo Fira), tak samo nazywa się stolica wyspy. Wyspa pamięta czasy kultury minojskiej czyli 3000-2000 p.n.e.
Warto przejechać kolejką linową łączącą miasto z portem Skala. Warto posiedzieć dłużej w restauracji, czy zakupić pięknie haftowane obrusy, czy skorzystać z campingu czy bungalow.
Pomyśleć o historii, która łączyła nowożytność ze starożytnością. Jest pięknie i nie chce się wracać. Chociaż inne wyspy czekają.